Spostrzeżenia właściciela firmy odwiedzającego targi wystawiennicze w Polsce w czasie obostrzeń pandemicznych

Ostatnio przedstawiłem sytuację związaną z kwarantanną w firmie i w życiu prywatnym (szkolnym). Dziś zabiorę Cię w absurdy dotyczące koronawirusa związanego z pracą firmy i pracą targów wystawienniczych odbywających się w Polsce, oraz przekazów medialnych z zaleceniami (czytaj nowomodne słowo: z „obostrzeniami”).​ Sytuacja, którą chciałbym przedstawić, ma oczywiście powiązanie ze szczepionkami antycovidowymi – ich domniemanym cudotwórczym działaniem, (a faktyczną bezcelowością ich przyjmowania). I to wszystko również w powiązaniu z działalnością firmy, wielu firm… .

Jak pewnie wielu pamięta, w 2020 r., w początkach wiosny zawieszono działalność targów w Polsce, jak niemal wszystkiego, co powodowało publiczne spotkanie się choćby, co najmniej dwóch osób (nie wspominając już o lekarzach, którzy bali się przyjmować… chorych). Targi jednak wznowiono na jesień – na początku września tego samego roku, by ponownie zawiesić działanie obiektów targowych na okres kilku miesięcy na początku 2021 r., a następnie przywrócić na jesień, kilka miesięcy temu… . (Obawiam się, że ta swoista sinusoida otwarcia / zamknięcia będzie mieć miejsce również w nadchodzącym roku)… . To ostatnie przywrócenie miało odbywać się już na podstawie rozliczania liczby wchodzących osób w oparciu o limity wstępu dla niezaszczepionych i priorytety w dostępie dla zaszczepionych. Jako osoba odwiedzająca niejedne targi, pomyślałem, że teraz nie będzie już przelewek, że nie wejdę na targi, ponieważ limit osób niezaszczepionych ​wyczerpie się i moja podróż np. do Gdańska, na jedne z największych w Polsce targów zakończy się fiaskiem. Cóż było robić? Pomimo wewnętrznej walki, sprzeciwu wobec niepewnego działania szczepionek antycovidowych, ich niezbadanych reakcji ubocznych, postawiłem wszystko na jedną kartę i … zaszczepiłem się. Jako zdecydowany przeciwnik całej akcji światowej zatytułowanej „pandemia ponad wszystko” stwierdziłem, że nie ma już wyjścia, bo postawili nas, przedsiębiorców, pod ścianą. Zresztą, szczepionka dawała również możliwość podróży zagranicę, zatem, stawała się swojego rodzaju wizą wjazdowo –wyjazdową, w pełnym znaczeniu tego słowa. Zatem, czując się, jak zdrajca własnych przekonań i zapatrywań, ale przekonany o konieczności takiego działania, zaczepiłem się, a następnie udałem się na pierwsze targi odbywające się na początku września tego roku (2021 r.). Spodziewając się utrudnionego wstępu na targi zabrałem ze sobą certyfikat covidowy potwierdzający posiadanie tej cudownej wizy, która miała otwierać wszelkie (zamknięte) “drzwi”.​ Wiedziałem, ze targi, na które zamierzałem jechać, o unikatowej tematyce, wizytowane przez najwyższych urzędników państwowych, nawet samego prezydenta RP, będą posiadać wszelkie zapory, aby pokazać, że linia zgodna z linią obraną i przekazywaną narodowi w celu powstrzymania covidu, jest jedyną poprawną.

Jakże się, jednak bardzo myliłem! Żadne realne „obostrzenia”, żadne zapory wejściowe, żadna konieczność okazania certyfikatu covidowego przy wejściu na targi! Co więcej, suche komunikaty, już tak oczytane i osłuchane, zalecające noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu, dezynfekcję rąk, nie skłoniły prawie nikogo z obecnych na targach do realizacji zaleceń. Nikt też nikogo nie zobowiązywał do przestrzegania ich, nie sprawdzał, nie egzekwował… . Zacząłem zastanawiać się nad sensem zaszczepienia się. Pomyślałem, jednak, że może organizatorzy tych targów nie byli w zgodzie z jedyną słuszną linią… . Uczestnikom (wystawcom i odwiedzającym) nie dziwiłem się, bo pewnie wielu z nich miało podobne podejście do obostrzeń, jak ja. Jednak, już na kolejnych targach, jedynych w tej części Europy, organizowanych raz na dwa lata, w zupełnie innej części Polski, przez innego organizatora, przekonałem się, że to nie organizatorzy zawalili wcześniej. Przekonałem się, że ogólnopolskie przekazy medialne i głośne pohukiwania „góry” dotyczące kar, kontroli antycovidowych itp., nie mają żadnego pokrycia w działaniu. Również na tych targach obecni byli najwyżsi rangą urzędnicy spółek państwowych, nawet jeden z ministrów, ale nijak nie skłoniło to organizatorów do realizacji polityki antycovidowej głoszonej wszem i wobec z “góry”. Zdałem sobie sprawę, że żyję w fikcyjnej rzeczywistości, gdzie jednego dnia słyszę, ile to umierających jest z powodu covida i co się robi (czytaj: szczepionki), aby przeciwdziałać wyjątkowej na skalę światową zarazie, a drugiego dnia widzę, że są to puste słowa, których nie przestrzega się na imprezach z udziałem najwyższych w Państwie osób.​

Kolejne targi napawały mnie, zatwardziałego “antyobostrzeniowca” „przerażeniem”. Nie tylko uczestniczący w targach nie przestrzegali żadnych zasad, które miałyby zapobiegać koronawirusowi, ale nie przestrzegali ich również sami organizatorzy pozostawiając np. bramki dezynfekujące na „pastwę losu” wchodzących na targi. Każda osoba omijała tą bramkę, bo… bramka była wyłączona, a obowiązujące na targach deklaracje covidowe zawierające pytania o fakt bycia zaszczepionym, oraz inne mniej konkretne, nie były zupełnie sprawdzane w chwili wejścia na targi. Nikt nie musiał ich wypełniać, ponieważ nikt nie sprawdzał ich posiadania, a jedynie padało zapytanie, czy jeszcze ktoś, może, je wypełnił… . ​ Nie wiem, czy w tym momencie, a było to pod koniec września 2021 r., nasze społeczeństwo nabyło już tzw. odporność stadną, ale wątpię. A tylko dlatego, bo, jeśli na początku „pandemii” mądre głowy ze świata lekarskiego w TV stwierdzały, że nabierzemy tą odporność po tym, jak covida przechoruje, co najmniej 50% społeczeństwa, to później te same lub inne głowy mówiły w tych samych lub innych tv, że odporność ta może być nabyta po przechorowaniu covida przez 70% osób. Obecnie słychać, że chyba 100% nie wystarczy… . Co więcej, odporność stadną nie wyznacza już liczba osób, które przechorowały covida, ale tych, które się zaszczepiły, czyli, że będziemy się szczepić “do bólu” – co rok, a może co pół, a pewnie zejdziemy do konieczności szczepień, co miesiąc (tabletkami, bo okazuje się, że tabletki mogą być zamiast szczepionek według informacji medialnych) … . Nic mnie już nie zdziwi.

Oczywiście, wszystko w imię ochrony przed covidem, ze złotą myślą, a właściwie sloganem reklamowym (marketingowym): “szczepimysie”. Owo nieustanne nagabywanie do zaszczepienia ucichło nagle, kiedy okazało się, że mało kto spisuje się powszechnie. Zatem, zastąpiono „szczepimysie” podobnie brzmiącym „spisujemysie” (dla siebie czy dla kogo, faktycznie, tego nie wiem). Potem, jednak, znowu zaczęło wybrzmiewać w mediach, jednak przerwa na spisywanie się potwierdziła, że racje medyczne w tym wszystkim nie są najważniejsze… .

Reasumując, szczepiąc się wiedziałem, że moja „wiza” miała trwać 9 miesięcy. Faktycznie, to jednak już nie jestem tego pewien, bo być może, będzie ważna tylko 6 miesięcy: ​ tydzień temu otrzymałem SMS-a z Min. Zdrowia, że dawka przypominająca (czytaj: kolejna wiza) ​już w lutym… . Hmm, wydaje się, że poplątanie zmysłów to chyba najmniejszy wyrok dosięgający człowieka w tym cyrku, gdzie fikcja goni fikcję i pogania ciężkim absurdem. Lekkie opary dawno się już ulotniły… .

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że pomimo tak gremialnego czy “hurtowego” nieprzestrzegania, przez uczestników targów w Polsce, wytyczonych narodowi, “jedyną słuszną drogą” zasad i obostrzeń, nie zwiększyła się drastycznie liczba chorych i/lub zmarłych. To, że słupki statystyczne szybują, związane jest, według mnie, z ich “własnym życiem”. Gdyby żyły życiem realnym, lub inaczej: gdyby covid rozprzestrzeniał się tak, jak to jest opisywane w mediach i nie tylko, po targach mielibyśmy istny Armagedon, którego jednak ani rok temu, ani teraz nie mamy.

Kolejny “odcinek” opisujący kolejne absurdy covidowe już wkrótce, bo, zapewne rzeczywistość, ta kreowana odgórnie przyniesie jeszcze niejeden nowy scenariusz…

Napisz komentarz