Przestaję oglądać programy informacyjne. Mam tego dość!

Przestaję powoli oglądać programy informacyjne. Zresztą, przestałem je oglądać już dawno, bo po prawie roku, kiedy to wszystkie dzienniki TV, czy to wydarzenia, czy fakty, czy jeszcze inne wiadomości, do znudzenia, przez cały swój czas antenowy, zanudzały nas informacjami covidowymi. Przestałem oglądać „tuby” rządzących chcących nas zamęczyć, albo inaczej, spełniających wolę możnych tego świata.

Od miesiąca, zmiana tematu. Covid odszedł w niepamięć, właściwie z dnia na dzień, co zresztą nie było dziwne, skoro nagle wszystkie państwa, jak na jakiś rozkaz, zaczęły likwidować covidowe obostrzenia, ale pojawił się temat nowy, równie przygnębiający: wojna na Ukrainie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w państwie 38-milionowego kraju nie liczy się nic innego, nie podawane są informację dotyczące gospodarki, kultury tego kraju, ale przez cały czas antenowy dzienników podawane są wiadomości jedynie dotyczące wojny i obrazy (często powielane z kanału na kanał) innego kraju. Owszem, jest to sąsiad Polski, a my jesteśmy również bezpośrednio zagrożeni przez agresora – Rosję (też naszego sąsiada), ale jakieś granice powinny być. I tak, po prawie 1,5 miesiąca codziennego budowania atmosfery grozy, strachu w Polsce, oraz sytuacji, w której pomoc Ukrainie stała się zadaniem i swojego rodzaju przesłaniem narodowym, mówię dość. Mam tego dość! Bo czy ja, jako obywatel Polski, nie zasługuję na odrobinę informacji dotyczącej normalnego życia we moim kraju? Własnym, a może już nie własnym? Dobre pytanie. Bo i tu można zacząć zastanawiać się, czy Polska jest krajem, gdzie Polacy mogą się czuć jak u siebie? Zaczynam wątpić. Inni zwątpili już na początku lat 2000 tego wieku masowo wyjeżdżając na zarobkowanie do Irlandii, Anglii i innych krajów. Inni, 6-7 lat temu, kiedy to 500+ miało być najlepszym sposobem na godne życie, a inni, być może zaczęli zastanawiać się nad tym teraz, tak jak ja. Bo czy Polacy, obywatele tacy jak ja, którzy wkładali często całe swoje siły budując firmę przez prawie całe swoje dorosłe życie, płacąc podatki, godząc się na kolejne zapory dla przedsiębiorców, płacąc za kolejne „chore” wymysły rządzących z własnych, ciężko zarabianych pieniędzy, mogą czuć się docenieni, a przynajmniej, nie spychani do roli drugorzędnego tła we własnym kraju? Zacząłem się tak czuć, właściwie od pierwszego dnia wojny na Ukrainie.

Może napiszę coś niepopularnego, jednak jak słyszę, podobnie myślą dziesiątki osób, które jednak boją się, lub nie chcą powiedzieć tego na głos. Bo nie może być tak, że ja muszę płacić za coraz to droższe (i relatywnie bardzo drogie) przejazdy polskimi kolejami, a uchodźcy z uciemiężonego, ale innego, obcego kraju, mają takie przejazdy za darmo, wszystkimi pociągami! Bo nie może być tak, że ja płacąc składki ZUS-owskie, (które obecnie są tak wysokie, jak niedawno jeszcze pensja przeciętnego Polaka), nie mogę dostać się do lekarza, internisty czy dermatologa, lub jeszcze innego specjalisty, a od ręki takiego lekarza mają uchodźcy i to tylko z jednego kraju! Bo nie może być tak, że jeżdżąc bardzo drogą (droższą, niż choćby w stolicy), krakowską komunikacją miejską, płacę, a uchodźcy z Ukrainy mają ją za darmo! I nie chodzi mi tu, bynajmniej, o to, żeby nie pomagać uchodźcom, ludziom uciekającym przed wojną. Nie! Tu trzeba pomagać, (sam też pomagam, przez paczki z ubraniami, sprzętem i innymi, które przekazałem dla uchodźców w ostatnim okresie). Ale jeśli obcy ludzie mają praktycznie wszystko za darmo, to my – obywatele tego kraju – Polski, powinniśmy mieć przynajmniej podobnie, lub obniżkę wyrażoną w procentach za usługi transportu miejskiego, kolejowego, służby zdrowia, a przynajmniej dostęp do niej!

Niestety, takie sytuacje, w których to polski obywatel, we własnym kraju – Polsce, miał znacznie gorzej, niż obcokrajowcy w Polsce, zdarzały się już wcześniej, w przeszłości. Pamiętam dobrze, jak 9-10 lat temu, kiedy była tzw. Wiosna ludów w krajach arabskich, jedno z ogólnopolskich centrów medycznych, poprzez umowę z rządem jednego z krajów Afryki Północnej, zapewniało opiekę medyczną, u nas, w Polsce, poszkodowanym w walkach w ich kraju. Przywożeni do Polski poszkodowani mieli u nas każdą usługę medyczną – diagnostykę, konsultacje przeróżnych specjalistów, oraz zabiegi i operacje, od ręki. Trwało to co najmniej około roku, lub dłużej (nie pamiętam). I nie mogło się to odbywać bez wiedzy rządzących Polską, bo taka umowa – potężne centrum medyczne nie zawiera prywatnych umów z rządami innych krajów bez wiedzy służb, rządu lub innych jednostek np. samorządowych. Ja, w tym samym okresie, obywatel Polski w Polsce, czekałem na rezonans magnetyczny prawie pół roku, w moim kraju! W tym samym czasie, obywatele jednego z krajów północnoafrykańskich mieli taki rezonans robiony na drugi dzień… .

Zatem, sytuacja się powtarza. Zadaję sobie, więc pytanie: czy władza w Polsce jest dla Polaków, dla ludzi, którzy budują ten kraj, czy dla innych nacji. Jeśli dla innych, to w imię czego ta władza pomaga tak bardzo, że zapomina o własnych obywatelach? A może nie zapomina, bo nigdy nie pamiętała? Właśnie, do takich wniosków można dojść dzisiaj, jak również wcześniej, dekadę temu. Mam tego dość! Nie mam zamiaru dłużej być pomagierem, lokajem innych krajów, nawet tak bardzo uciemiężonych, jako obecnie nasz sąsiad! Uważam, że nasze władze robią i zrobią wszystko, żeby tylko się przypodobać obcym możnym tego świata, żeby tylko być chwalonym, co można potem w niejednych wiadomościach podawać i znowu zdobywać poklask mas, które są nieświadome w czym faktycznie biorą udział. Nam, Polakom niewiele kto w historii pomagał. My zawsze dostawaliśmy policzek od świata. Nie piszę tego z rozgoryczenia, ale ze świadomości tego, kim i gdzie w szeregu jest Polska. I takie obrazki jak „swój chłop jedzący pizzę ze swoimi żołnierzami”, który na drugi dzień chwali nas, jacy to my jesteśmy wspaniali, bo pomagamy, nie przekonują mnie. Bo wiem, że ta pomoc jest „drukowana”, jak sfałszowany mecz piłkarski i jest zrzucona na mnie, na kogoś, kto wszystko robił, w całym swoim życiu, żeby w Polsce żyło się lepiej, a teraz ponosi tego konsekwencje. Bo za tą pomoc płaci. Płacimy my, ja, ty, bo faktycznie, prawie cała ta pomoc od końca lutego jest przerzucona na obywateli, a jeśli nawet pomagają w tym samorządy, to z pieniędzy mieszkańców, ich podatków, bo z funduszy kryzysowych, których potem nie będzie na potrzeby mieszkańców, nas – Polaków. Kiedy samorządom pieniędzy zabraknie, rząd dorzuci, ale nie będzie ich na budowę nowych dróg, mostów po powodzi, czy po prostu, w innych sytuacjach kryzysowych dla nas, obywateli tego kraju. I tak, jak żałuję i chcę pomagać całym sobą dzieciom ukraińskim, kobietom i ogólnie, uchodźcom, jeśli tego potrzebują, to mierzi mnie sytuacja, w które na drodze mijam coraz więcej samochodów wartych kilkaset tysięcy złotych każdy, na ukraińskich rejestracjach. Bo wiem, że właścicielom tych pojazdów też nasza pomoc jest przyznawana. Wystarczy, że przekroczyli naszą granicę po 24 lutego. Nam, Polakom, w naszym własnym kraju nikt nie pomaga, żaden rząd, żadna władza. Jesteśmy tylko po to, żeby realizować ich cele, lub innych, którzy nimi sterują… . I nie jestem, broń boże, przeciwny ludziom, obywatelom naszego sąsiada – Ukrainy. Sprawa dotyczy tego, jak my, Polacy, jesteśmy traktowani przez innych Polaków, (czy aby napewno?, choć nazwiska polskie…), którzy zostali przez nas wybrani do rządzenia naszym krajem… . Zbieżność tego, co napisałem, a zamieszczonym zdjęciem, nieprzypadkowa!

 

Napisz komentarz